czwartek, 31 grudnia 2009

2009: Rock Sound: "Nie dać się"

 "Chcieliśmy podjąć zdecydowane kroki w jakimś kierunku, chcieliśmy stworzyć doświadczenie bardziej kinowe" - Jared Leto

Wraz z kończeniem trzeciej płyty, 30 Seconds To Mars ciągle ma na swoim koncie sprawę sądową, którą musi rozwiązać aby można było wydać nowy album. Rock Sound rozmawia z trzema członkami zespołu, aby dowiedzieć się czegoś więcej...

Rock Sound zastaje dziwny widok, po przyjeździe pod frontowe drzwi dość dużego domu (jednak nie gigantycznego), w Studio City, medialnej dzielnicy Los Angeles, która mieści się u stóp Hollywood Hills. Frontowe drzwi otwierają się na obraz spokoju i ciszy, a za nimi przestrzeń ogromna, jasna, lekka i przestrzenna, która prowadzi oko do naturalnego, olśniewającego ogrodu. W tym pogodnym prywatnym azylu znajduje się imponujący basen i szeroki wachlarz roślin oraz bujnej trawy. Imponujący i uspokajający widok trwa dosłownie kilka sekund, później następuje kompletny chaos, gdy na horyzoncie pojawia się dwóch operatorów kamer, chcących uchwycić każdy nasz ruch. Wchodząc do tego domu, człowiek od razu zdaje sobie sprawę, że nie jest to zwyczajny dom, a raczej fabryką, wytwórnia. Na dole producent, inżynierowie i zespół, dyskutują który mix dźwięków powinien być przypisany do niezatytułowanej jeszcze ścieżki. Obecnie 15 ludzi krząta się po domu ze swoją niezwykłą aktywnością i hałasem. Hałas dają również nieposkromione dźwięki perkusji, gitar i innych instrumentów. Kto może tak mieszkać?
Jared Leto może i właśnie tak mieszka. Frontman 30 Seconds To Mars wyłania się z panującego zamieszania, aby ciepło i z widocznym zmęczeniem na twarzy, przywitać Rock Sound. Na pierwszy rzut oka wydaje się być nieobecny, rozproszony przez panujące dookoła rozmowy, a szczególnie rozmowę na dole, gdzie jest producent Flood, perkusista Shannon Leto i gitarzysta Tomo Milicevic, a nie ma Jareda. Rock Sound przybyło w dość krytycznym momencie, zespół prawie ukończył pisanie i nagrywanie trzeciego albumu „This Is War”, któremu zostaje już tylko kilka guzików do zapięcia, żeby mógł w maju trafić do miksowania. Pomimo obiecującego światełka w tunelu, jest wciąż milion decyzji do podjęcia, zanim zespół uzna ich ciężką pracę za skończoną. Także oczywiste jest to, że Leto nie chce przegapić jakiejkolwiek decyzji podjętej bez niego.
Piosenkarz prowadzi Rock Sound przez dom aż do wspomnianego wcześniej ogrodu, więc teraz możemy rozmawiać w mniej gorączkowym otoczeniu. Schodzimy po schodach, mijając grecki mundur, który Jared miał na sobie podczas kręcenia epickiego „Aleksandra” Olivera Stone’a. Kierując się w stronę tylnych drzwi, mijamy zbiór manekinów, które dziwnie przypominają rekwizyty z „Mechanicznej pomarańczy”. Dom (w którym Jared mieszka razem ze swoim bratem Shannonem) jest pełen niewiarygodnej sztuki, od razu widać, że osoby w nim mieszkające są bardzo twórcze.

FORMOWANIE SKŁADU
30 Seconds To Mars zostaje uwieczniany na zdjęciach w trzyczęściowym składzie, odkąd  basista Matthew Wachter w 2007 roku opuścił zespół. Rock Sound przycisnął gitarzystę Tomo Milicevica, aby wypytać go o obecną sytuację, w której nie mają basisty.

JAKI BĘDZIE SKŁAD ZESPOŁU W TRAKCIE TRASY KONCERTOWEJ, PROMUJĄCEJ „THIS IS WAR”?  MACIE TYLKO TRZECH OFICJALNYCH CZŁONKÓW W ZESPOLE.
„Przez ostatni rok w trasie, mieliśmy przyjaciela, który grał na basie dla nas. Mieliśmy na scenie również klawiszowca. Myślę, że podczas promowania nowego albumu będzie tak samo. Pisanie i nagrywanie jest naprawdę niezwykłym procesem dla nas i wykonujemy to w najbliższym kręgu, dlatego trzymamy się tylko we trójkę. 


NA CHWILĘ OBECNĄ, NA SCENIE JESTEŚCIE W PIĄTKĘ, ALE OFICJALNIE ZESPÓŁ LICZY TRZY OSOBY?
„Pięć osób teraz, ale może być wiecej. Ta płyta to niezwykłe wyzwanie dla nas, chcemy żeby tak było szczególnie podczas występów na żywo. Dlatego zrobimy co w naszej mocy, żeby zaprezentować się z jak najlepszej strony”.

BĘDZIE WIĘCEJ MUZYKÓW PODCZAS TRASY?
„Może. Podróżujemy do gwiazd, na przekór wszystkiemu, także możemy skończyć z całą orkiestrą symfoniczną”.

Krótką podróż śledzi dwóch operatorów kamer, do których dołącza kolejny z mikrofonem, zachowując dystans biernie dokumentują przebieg rozmowy w ogrodzie. "Jeśli powiedziesz teraz coś naprawdę interesującego, będziesz w filmie", mówi Jared Leto z niejasnym uśmiechem, ponieważ jego twarz daje nam oznaki człowieka zmagającego się z połączeniem zmęczenia oraz alergią na pyłki przy 32-stopniowym upale zimy w Kalifornii.
Jest tutaj grupa ludzi, która dokumentuje każdy ruch zespołu odkąd zaczął on nagrywanie płyty w domu Leto i na chwilę obecną mają zgromadzone ponad 1000 godzin materiału. Jest to dokładna dokumentacja następcy multi-platynowego albumu z 2005 roku, "A Beautiful Lie".
"Możliwość tworzenia swojego własnego albumu w domu, jest niesamowita", dodaje Shannon Leto, który dołącza do rozmowy. "To twoje studio, twoje dźwięki. Nikt wcześniej nie nagrywał w domu, dlatego dla nas ten proces staje się jeszcze bardziej osobisty. Mamy oczywiście momenty, kiedy dopada nas ogromna frustracja, bo na przykład ekipa dokumentująca przeszkadza nam w grze. Kamera jest włączona, skierowana wprost na nas, a my nie możemy się skupić, często gubimy rytm. Jednakże jednocześnie jest to niesamowita okazja do wyrażenia nas samych za pomocą filmu. Myślę, że końcowy efekt będzie bardzo gustowny, jasny w odbiorze i wyjątkowy, nie będzie to remake "Some Kind Of Monster" >>>> film dokumentalny o muzykach grupy heavymetalowej Metallica.
Od początku "This Is War" było bardzo ambitnym projektem. Trio odeszło od zwyczajnego procesu pisania, przedprodukcji i nagrywania, zdecydowali się na robienie wszystkich rzeczy w tym samym czasie, pozwalając również udokumentować ten proces przed kamerami. Zespół zgadza się jednogłośnie, że taka przemiana była najzwyczajniej im bardzo potrzebna, by pomóc wydobyć brzmienie oraz osiągnąć zamierzony rezultat.
"Mieliśmy dużo teorii spiskowych, badania i planowania", dodaje Leto. Chcieliśmy podjąć zdecydowane kroki w jakimś kierunku, chcieliśmy stworzyć doświadczenie bardziej kinowe". Więc zespół zaczął pracę bez jakichkolwiek jasnych wytycznych, angażując brytyjskiego producenta, wytrwałego weterana w swojej branży Marka Ellisa, bardziej znanego jako Flood. Jego zadaniem, było danie projektowi trochę swojego talentu, wiedzy i wizji. Flood pomagał również takim artystom, jak: The Jesus And Mary Chain, PJ Harvey, Nick Cave And The Bad Seeds oraz Nine Inch Nails. Jego wersje były dokładnie tym, co muzycy potrzebowali.
"Próbowaliśmy przekraczać granice, wykorzystać dostępne możliwości i myśleć o płycie uwzględniając nasze doświadczenie", kontynuuje Leto. "Ten album opiera się na tematach, których doświadczyliśmy w przeszłości, ale w naszym działaniu staramy się myśleć również o przyszłości muzyki 30 Seconds To Mars. Chcemy by ta płyta była wszechstronnym przeżyciem, a proces jej tworzenia jest bardziej wciągający niż gotowa kolekcja piosenek na płycie".
Poszukiwanie sprawiło, że zespół pracował przez siedem dni w tygodniu, od wczesnego rana do późna w nocy, tak miesiącami aż do teraz. Nie można powiedzieć, że to zamknięty rozdział, a muzycy są pracą w jakimś stopniu wypaleni, bo to byłoby nieco melodramatyczne. A już na pewno nie można powiedzieć, że potrzebują dnia odpoczynku, to byłoby z pewnością nieodpowiednie. "This Is War" powstawało zarówno podczas dużej liczby godzin pracy jak i w snach samego Leto.
"Było wiele takich dni, kiedy dosłownie zatracałem się w tej płycie", przyznaje. "To był długi proces, przejął kontrolę nad naszym życiem. Często śniłem słowa albo melodię piosenki, nad którą wcześniej pracowałem, budziłem się i miałem w podświadomości, jak coś ma wyglądać. Mogłem spróbować coś dokończyć albo naprawić". Rezultaty ciężko ocenić, ponieważ Rock Sound nie ma pozwolenia żeby wejść do pokoju, w którym ścieżki są miksowane i zobaczyć, a raczej usłyszeć owoc ich ciężkiej pracy. Członkowie 30 Seconds To Mars dali nam pewne wskazówki, jak płyta "This Is War" będzie brzmieć i czego można się po niej spodziewać, gdy trafi do fanów. "Powróciliśmy nieco do elektroniki, która towarzyszyła nam od początku kariery", przyznaje Shannon. "Wracamy do tego i to jest fascynujące. Coś magicznego jest w tym albumie, od sposobu nagrywania poprzez dźwięki, brzmienia oraz rozmowy, które mają miejsce. Dzieje się coś niesamowitego i myślę, że ludzie również tak to odbiorą".
Tomo Milicevic - z którym Rock Sound skontaktował się parę dni później - myśli, że pomimo nacisku na zmiany i rozwój, fani nadal będą zainteresowani nowymi piosenkami.
"Myślę, że zdecydowanie fani pokochają nowy materiał. Myślę, że nawiąże się jakaś więź pomiędzy nami, a fanami i będzie to widoczne podczas występów na żywo. Będzie to naturalna reakcja na tworzone przez nas dźwięki. A ludzie nie będą potrafili się opanować".
Jared Leto wypowiada się niejasno na temat pracy i dźwięków "This Is War", być może jest to zrozumiałe, ponieważ ma dobry powód. 30 Seconds To Mars nadal walczą ze sprawą sądową, którą wytoczyła im ich dawna wytwórnia płytowa o 30 milionów dolarów, w wyniku rozwiązania umowy w sierpniu, tego roku, obejmującej trzy następne albumy. Zespół powołuje się na kalifornijskie prawo, które mówi, że nie można być związanym kontraktem z wytwórnią dłużej niż siedem lat. Od tego czasu EMI walczy z nimi.
"Były dni, kiedy o tym zapominałem, dni kiedy próbowałem zapomnieć, a także dni, które odbierały mi umysł, było mi ciężko", przyznaje Leto, gdy  głównym tematem rozmowy stają się miliony i miliony dolarów. "Nie powinno się lekceważyć pozwów takich rozmiarów. Nigdy nie staliśmy przed sądem. Zawsze ze współpracownikami łączyły nas raczej więzi przyjacielskie. Nigdy z nikim nie toczyliśmy takiego sporu, z nikim się nie kłóciliśmy, no może poza naszym kręgiem, naszym trio jeśli chodzi o tworzenie".
Dla Milicevica to podsycanie ognia w twórczości.
"Jeśli jest coś, co nas wzmocni", dodaje. "To nie ma niczego, co nas zatrzyma. Nie sądzę żeby ten pozew cokolwiek zmienił, on nas tylko napędza".
Sedno całej sprawy tkwi w prawach autorskich, w fakcie, że zespół nagrywa album, który będzie następcą sprzedanej w 2,2 milionowym nakładzie "A Beautiful Lie". Nagrywają jeszcze na mocy kontraktu, który został zerwany. Tak więc po wydaniu płyty EMI może uznać stworzone piosenki za swoją własność. 
"Świadomość jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem", mówi Jared. "Gdy zaczynasz zdawać sobie sprawę w jakiej sytuacji się znalazłeś, twoim obowiązkiem jest wyrażenie tego co myślisz, co uważasz za krzywdzące i niesprawiedliwe. Jeśli jesteś pisarzem i piszesz powieść, to te słowa są twoją własnością. I tak powinno być. Trochę dziwne, że muzycy nie mają takiego prawa do własności, dziwne że to co napiszą, zagrają, z czym pojadą w trasę nie należy do nich".
To walka w czasie obecnym. Pomimo dobiegającej końca pracy nad "This Is War", bitwa nadal się toczy, pomiędzy salą posiedzeń zarządu a salą sądową.
"Sprawa dalej jest nierozwiązana", przyznaje Leto, bardzo ostrożnie dobierając słowa. "Muszę być naprawdę ostrożny w tym, co mówię na ten temat. Zawsze lepiej powiedzieć mniej niż za dużo. Pewne jest, że nie ma rozwiązania oraz że nie ma takiej ugody, którą moglibyśmy z EMI zawrzeć, ale zawsze jesteśmy otwarci na wszelkie rozwiązania".
A co jeśli nie dojdzie do porozumienia? Co jeśli 30 Seconds To Mars ukończą album, ale zostaną zamknięci w sporze prawnym, ograniczającym ich chęci i ambicje o trasie i dzieleniu się muzyką? Jeśli chodzi o muzykę i rosnącą ciągle bazę fanów Leto-polityk znika, a pojawia się Leto-showmen. "Wszystko może się zdarzyć, nigdy nie wiemy, co przyszłość ma dla nas przygotowane, co trzyma w swoich rękach. Jedno jest pewne, bez względu jakie mamy problemy prawne, czy też nie płyta ujrzy światło dzienne w jakimś miejscu", mówi z uśmiechem. "Może wrzucimy płytę do Internetu i zobaczymy, czy ktoś ją zechce".
Jasne jest to, że zespół ma dużo do stracenia, poświęcili ponad dekadę, aby zbudować bieżący status, im bardziej "This Is War" wyłania się na świat, tym bardziej sprawę biznesową 30 Seconds To Mars przyćmiewają ciemne chmury. Grupa chce porozumienia z wytwórnią, ale nie zwracając uwagi na koszty finansowe. Co jeśli nie mają szans na kompromis? Co jeśli drzwi z drugiej strony będą zamknięte? Co jeśli zespół udostępni album i poniesie konsekwencje? Czy ich to obchodzi? Czy są przerażeni? Odpowiedź na dwa ostatnie pytania brzmi "nie". To jest wojna i 30 Seconds To Mars są pozytywnie nastawieni, a gdy pył i gruz opadną, to oni będą dalej trzymać się na nogach. Kto im się przeciwstawi?

DOM JEST TAM, GDZIE SZTUKA
30 Seconds To Mars nie są jedynym zespołem, który nagrywa ważny album w domu. W rzeczywistości mają wyśmienitą spółkę osób...
RED HOT CHILI PEPERS
Ich gitarzysta zmarł w wyniku przedawkowania, perkusista odszedł, a kontrakt już został podpisany. Presja? Niekoniecznie. Rick Rubin zasugerował żeby nagrali nowy album w rezydencji Harry'ego Houdini'ego. Zespół się zgodził i przeprowadził. Rezultat? "Blood Sugar Sex Magic", może znacie?
LED ZEPPELIN
Może nie w domu, ale raczej w angielskiej rezydencji Micka Jaggera, gdzie Led Zeppelin spędzili początek roku 1972, nagrywając "Houses Of The Holy". Pewnie nie znacie, co?
SLIPKNOT
Zespół był na krawędzi upadku, gdy nagrywali "Vol.3 (The Subliminal Verses)". Dodatkowo nagrywali w tym samym miejscu w Los Angeles, co Red Hot Chili Pepers, Linkin Park oraz The Mars Volta. Kto im pomagał? Ponownie Rick Rubin.
INCUBUS
Zespół tak bardzo pokochał pracę w domu, w którym nagrywał, że nazwał album "Morning View", a wzięło się to od nazwy ulicy, przy której dom się znajdował, Stern House w Malibu. New Found Glory, nagrane jako "Coming Home" zostało tam stworzone tam kilka lat później.
GALLOWS
"Orchestra Of Wolves" została nagrana w garażu, przy niedużym pieniężnym nakładzie. To nie całkiem dom, ale zdecydowanie nie studio, dowodzi to temu, że nie ma zysku bez ryzyka.




***Rock Sound
***tłumaczenie: mary

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu