30 Seconds To Mars zaprosili Kerrang za drzwi studia, w którym pracują nad długo oczekiwanym nowym albumem...
Co powiecie na szybki przegląd rozkładu dnia frontmana 30 Seconds To Mars, Jareda Leto i studyjnego "nałogowca"?
W pierwszej chwili przypomina przeciętnego dżokeja za biurkiem. Kilka godzin snu. Śniadanie. Podróż z domu - przez Los Angeles - do pracy. Podczas gdy Anglia w lutym trzęsie się z zimna, Kalifornia wygrzewa się w 32-stopniowym upale. Słońce mocno świeci, gdy Leto zbliża się do Międzynarodowego Centrum Rozwoju Sztuki i Nauki o Dźwięku na wzgórzach Hollywood. To właśnie tu, on i jego brat i perkusista Shannon oraz basista Tomo Milicevic rozbili obóz, w którym pracują nad ich trzecim studyjnym albumem, następcą po wydanym w 2005 roku "A Beautiful Lie". Leto jest bardzo podekscytowany. Lubi 'dziwaczną' atmosferę Międzynarodowego Centrum: gdy przemieszcza się po korytarzu w kierunku miejsca nagrań, może usłyszeć szamańskie skandowanie z pobliskiego pokoju, podczas gdy jeszcze dalej ludzie poświęcają się rozważaniom i medytacji. Panuje tutaj prawdziwie duchowa atmosfera, to idealne środowisko do tworzenia dla 30 Seconds To Mars.
Przez większość 2008 roku, introspekcja i samodyscyplina były na porządku dziennym. Od 4 lipca frontman był zajęty pracą nad 120 piosenkami. Po ostrych cięciach, zarysowanych szkicach projektów i prezentacji, razem z pozostałymi członkami zespołu wybrał 20 piosenek, z którymi wybrał się do studia, aby tam podjąć pracę z legendarnym producentem Flood'dem (Nine Inch Nails, Depeche Mode, Smashing Pumpkins). Niektóre z piosenek zostały napisane na pianinie inne na gitarze. Zbiór pomysłów i rytmów zostały dopasowane do perkusji, a później przeniesione do pamięci komputerów.
"Budzę się i czasami piosenki po prostu same przychodzą", wyjaśnia Jared. "Tak się dzieje. Generalnie jeśli zasiadam do pianina, albo biorę do ręki gitarę, to piosenka sama może do mnie przyjść. Ale każda piosenka jest inna i to jest ekscytujące i to czyni, to co robię interesującym. Każda piosenka rządzi się własnymi regułami - niektóre przychodzą szybko; inne muszą mieć ogarnięty cały syf. Najważniejszą rzeczą jaką powinniście wiedzieć, to że zbliżamy się do ukończenia nagrań".
Chociaż dokładna data nie jest jeszcze ustalona, pisanie i nagrywanie w Los Angeles jest najwyraźniej dla Leto bardzo inspirującym doświadczeniem. Lubi atmosferę połączoną z tym miastem. "Czasami wydaje mi się, że jest coś magicznego w Los Angeles i Kalifornii", rozmyśla.
W zeszłym roku zespół zrobił sobie kilka wycieczek w głąb pustyni "aby napełnić się twórczym duchem i pobudzić wyobraźnię". Później odwiedzili centrum badawcze w San Francisco i zamknęli się w osobnych salach. "To było naprawdę wyciszające", mówi Leto. "Byłem tam ostatnio 12 godzin. Wpadasz w pewien rodzaj transu, ale i tak napisałem całą piosenkę. Nie zamierzam powiedzieć, która to. Wtedy musiałbym cię zabić".
Gdzie indziej halucynogenne podejście Leto do pisania piosenek zmienia się nawet w trochę masochistyczne. Dzisiaj stanie przed 20, może 30 godzinami pracy i przyznaje też, że spędził 24 godziny nad ścieżką gitarową. Leto uważa, że brak snu: "sprzyja interesującemu twórczemu rozwojowi". Podczas, gdy inżynierowie cały czas zmieniają się obok osoby Jareda, on pracuje 24 godziny na dobę. I podczas gdy Tomo przychodzi o różnych porach, żeby zagrać swoje basowe partie, Shannon również preferuje intensywnie godziny pracy. Myślę, że Leto mają pracę w genach.
"Przychodzi do pracy i pracuje przez parę dni, a potem wyjeżdża", wyjaśnia jego brat. "Uczy się jakiś plemiennych perkusyjnych chwytów i rytmów. Odbył nawet wycieczkę na granicę Peru, aby tam popracować z miejscową ludnością, co było naprawdę ekscytujące. Ten album jest jedną wielką wycieczką".
Ta podróż jest ekscytująca ale również bywa męcząca, żmudna. W przeszłości 30 Seconds To Mars doświadczyło momentów takich przebłysków, że wątpili w siebie. Trzy lata przerwy pomiędzy albumami, nie pomogły. Ani wyczerpujący spór z przedstawicielami Virgin/EMI, o małą sumę 30 milionów dolarów (blisko 20 500 000 funtów), więcej o tym później. Ciągłe przeciwności losu, jakie napotykał zespół, skłaniają nas do powiedzenia, że Leto ma prawdziwą ikrę, nie mówiąc kolokwialnie 'jaja'.
"Chcecie poznać tytuł albumu, nad jakim pracujemy?", mówi konspiracyjnym tonem. "Cóż, podam go wam. Zrobiłem to wcześniej i miałem kłopoty i prawdopodobnie nie powinienem tego mówić, ale tytuł brzmi..."
Pauzuje teatralnie.
"THIS"
Delektuje się chwilą
"IS"
zanim wygłosi puentę
"WAR"
W zeszłym roku zespół zrobił sobie kilka wycieczek w głąb pustyni "aby napełnić się twórczym duchem i pobudzić wyobraźnię". Później odwiedzili centrum badawcze w San Francisco i zamknęli się w osobnych salach. "To było naprawdę wyciszające", mówi Leto. "Byłem tam ostatnio 12 godzin. Wpadasz w pewien rodzaj transu, ale i tak napisałem całą piosenkę. Nie zamierzam powiedzieć, która to. Wtedy musiałbym cię zabić".
Gdzie indziej halucynogenne podejście Leto do pisania piosenek zmienia się nawet w trochę masochistyczne. Dzisiaj stanie przed 20, może 30 godzinami pracy i przyznaje też, że spędził 24 godziny nad ścieżką gitarową. Leto uważa, że brak snu: "sprzyja interesującemu twórczemu rozwojowi". Podczas, gdy inżynierowie cały czas zmieniają się obok osoby Jareda, on pracuje 24 godziny na dobę. I podczas gdy Tomo przychodzi o różnych porach, żeby zagrać swoje basowe partie, Shannon również preferuje intensywnie godziny pracy. Myślę, że Leto mają pracę w genach.
"Przychodzi do pracy i pracuje przez parę dni, a potem wyjeżdża", wyjaśnia jego brat. "Uczy się jakiś plemiennych perkusyjnych chwytów i rytmów. Odbył nawet wycieczkę na granicę Peru, aby tam popracować z miejscową ludnością, co było naprawdę ekscytujące. Ten album jest jedną wielką wycieczką".
Ta podróż jest ekscytująca ale również bywa męcząca, żmudna. W przeszłości 30 Seconds To Mars doświadczyło momentów takich przebłysków, że wątpili w siebie. Trzy lata przerwy pomiędzy albumami, nie pomogły. Ani wyczerpujący spór z przedstawicielami Virgin/EMI, o małą sumę 30 milionów dolarów (blisko 20 500 000 funtów), więcej o tym później. Ciągłe przeciwności losu, jakie napotykał zespół, skłaniają nas do powiedzenia, że Leto ma prawdziwą ikrę, nie mówiąc kolokwialnie 'jaja'.
"Chcecie poznać tytuł albumu, nad jakim pracujemy?", mówi konspiracyjnym tonem. "Cóż, podam go wam. Zrobiłem to wcześniej i miałem kłopoty i prawdopodobnie nie powinienem tego mówić, ale tytuł brzmi..."
Pauzuje teatralnie.
"THIS"
Delektuje się chwilą
"IS"
zanim wygłosi puentę
"WAR"
śmieje się.
"Ty powiedz mi, jakie znaczenie za tym się kryje", żartuje kiedy proszony jest o więcej detali wyjaśnienia i kiedy zręcznie zmieni temat na inny.
Jeśli zaczyna się prawdziwa walka, to dlatego, że każdy wie - Leto jak nikt zna samego siebie - nagrywanie trzeciego albumu przez 30 Seconds To Mars to duża sprawa.
Z sekciarskiej winnej przyjemności kapeli zamienili się w rockowych bokserów wagi ciężkiej. Potwierdzili to dzięki wielu hitom: "The Kill", "From Yesterday" czy "Attack", oraz graniem w wielu telewizyjnych show, takich jak: CSI: New York, Without A Trance i mniej ekscytującym Hollyoaks, nie wspominając o wielce uznanych Kerrang! Awards oraz MTV Music Video Awards. Publiczna opinia co do Leto także uległa zmianie. Z wiarygodnego hollywoodzkiego aktora ("Podziemny krąg", "Rozdział 27"), z próżnym rock'n'rollowym projektem na swoim koncie, zmienił się w kogoś bardziej znaczącego: sercowo-posiniaczony tekściarz piosenek, z talentem do radiowych przebojów i przystępnych hymnów mających głębsze przesłanie, swoistą wiadomość. To wszystko, to trochę dużo jak na jednego człowieka i jego zespołu...
CZY NAGRYWANIE ALBUMU JEST PRZYJEMNOŚCIĄ, CZY RACZEJ ODCZUWACIE DUŻĄ PRESJĘ, ABY OSIĄGNĄĆ SUKCES POPRZEDNIEGO ALBUMU?
JARED LETO: "Tak, wszystko idzie bardzo dobrze. Wiesz, trochę dziwne w nagrywaniu płyty jest to: w każdej chwili możesz się zgubić. To dobrze i źle. W oklepany sposób zatracasz się w zgłębianiu tego wszystkiego, przygody, odkrywania, wyzwania, pościgu za tym wszystkim. Przy odrobinie szczęścia, na końcu znajdziesz to, co chcesz przez muzykę powiedzieć. W tym przypadku przypuszczam, że będzie to refleksja nad własnym życiem, w jaki sposób żyjemy. Ta płyta to nagranie myśli, pomysłów i doświadczenia, które nabyliśmy przez te kilka minionych lat. To był intensywny i introspektywny czas. Świetnie bawiliśmy się przy tworzeniu tego nagrania i sprostaliśmy niesamowitym wyzwaniom".
JAKIE DOŚWIADCZENIA INSPIROWAŁY CIĘ TYM RAZEM DO PISANIA TEKSTÓW?
"Cóż, podróżowanie po całym świecie i trasa koncertowa, to najlepsze doświadczenia minionych 3 lat. Niepowodzenia i sukcesy, jakich doznajemy z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc, zarówno dla prostego człowieka, jak i dla artysty - ta podróż była prawdziwą refleksją. To część tego, kim naprawdę jesteśmy. Przyjemną rzeczą w tworzeniu płyty jest to, że możesz gdzieś ulokować swoje doświadczenia w sposób produktywny i twórczy".
WSPOMINAŁEŚ, ŻE MIAŁEŚ PEWNE NADZIEJE I MARZENIA, CO DO TEGO ALBUMU. GDZIE ONE SĄ?
"Chcieliśmy napisać coś, co będzie zarówno ekscytujące, jak i inspirujące. Chcieliśmy stworzyć płytę, z której bylibyśmy dumni. Chcieliśmy dalej podążać jako muzycy i artyści. Nie chcieliśmy żeby to doświadczenie było albo zniechęcające, albo wyczerpujące - miało to dawać nam radość i przygodę. Zespół przybył na specjalne miejsce. Możesz to poczuć na tym nagraniu".
MYŚLICIE, ŻE FANI BĘDĄ ZASKOCZENI NOWYMI PIOSENKAMI?
"Są inne niż te z naszej ostatniej płyty. Ta płyta jest naprawdę kinematograficzna i wylewna.Jest jedyna w swoim rodzaju. To ciągle 30 Seconds To Mars, ale myślę, że ta płyta jest naprawdę ambitna. Jest inna od wszystkiego, co do tej pory zrobiliśmy. Jest ambitna w całym swoim rozmiarze i możliwościach. Są na niej skrzypce, ale również graliśmy kreatywne muzyczne eksperymenty. Jest na niej wiele rzeczy, o których mogę rozmawiać, ale o tym dowiecie się wkrótce, bo przecież ludzie nie mogą słuchać o płycie bez płyty. Płyta będzie eksplozją. To najlepsza rzecz, jaką do tej pory zrobiliśmy".
Jeśli wierzyć tytułowi roboczemu, jaki ma mieć następna płyta 30 Seconds To Mars, to będzie to wojna podczas której zrodzi się nadzieja, że będzie to wojna krwawa i zaowocuje hitem: Dawid z mocno podkreślonymi oczami przeciwko finansowemu muzycznemu Goliatowi; 30 Seconds To Mars przeciwko byłej wytwórni Virgin/EMI. Wydarzenie na skalę publicznego nagłośnienia i warte 30 milionów dolarów, prawnicy już zacierają ręce z wesołością.
"To szlachetna bitwa", dodaje Leto. Wciąż nie jasne są przyczyny tego konfliktu, zależnie z kim się rozmawia. Zgodnie z tym, co mówią przedstawiciele dawnej wytwórni zespołu, naruszyli oni warunki kontraktu odchodząc przed wygaśnięciem umowy. Z kolei zespół powołuje się na kalifornijskie prawo, mówiące że nie można być związanym kontraktem dłużej niż siedem lat (Leto twierdzi, że kontrakt został podpisany 10 lat temu). Wytwórnia Virgin/EMI złożyła do sądu pozew, w którym domaga się 30 milionów dolarów i kolejnych trzech albumów.
Na dzień dzisiejszy zespół pozostaje bez wytwórni płytowej. To brudny biznes, w którym jakkolwiek spojrzeć, zespół nie może podjąć rozmów, choć Leto jest obecnie w dyplomatycznym nastroju - również trochę zagadkowym. Zespół mógłby pójść na ugodę tylko wtedy, gdy warunki stawiane przez wytwórnię by im odpowiadały.
"Nigdy nie wiadomo, jaki bieg sprawy obiorą", mówi. "Ludzie mogą się pogodzić, a my zawsze na to zostawiamy drzwi otwarte. Nie widzimy rzeczy tylko w barwach czarnych i białych. Chcemy działać uczciwie i zgodnie z równouprawnieniem. Uważamy, że łatwo zobaczyć, co jest w tej sprawie słuszne. To stara bitwa pomiędzy sztuką, a komercją".
Jednakże ta bitwa okazała się też dziwnie opłacalna. Bez wytwórni działającej na każdą kreatywną decyzję 30 Seconds To Mars, muzycy znajdują się na uprzywilejowanej pozycji, osiągnięcia platyny, dyktując przy tym własne warunki. Administracja i ingerencja wielkich korporacji zostały daleko odsunięte. Na chwilę obecną Leto i pozostali członkowie zespołu mogą robić co tylko chcą.
"Teraz jesteśmy w studio, bez żadnego wydawnictwa płytowego, płacącego za cokolwiek, nie ma A&R (osób pomagających w negocjacjach umów), nie ma przewijających się ludzi i machający opiniami", dodaje. "To tylko i wyłącznie kreatywne poszukiwanie. 30 Seconds To Mars pracuje na warunkach dyktowanych przez 30 Seconds To Mars. Jest w tym jakaś niesamowita wolność".
Jednak na dzień dzisiejszy nie ma dokładnej daty wydania płyty i nie ma wytwórni, która finansowałaby czeki i opłacała pobyt w studio, ludzie z obozu 30 Seconds To Mars niechętnie chcą ujawnić ile to wszystko ich kosztuje i kto pokrywa koszty. No i jeszcze te 30 milionów dolarów, to przecież dużo pieniędzy. Musiała się zdarzyć jedna, albo dwie nieprzespane noce z tego powodu, w ciągu minionego pół roku?
"Zdarzają się dni, kiedy to wszystko na ciebie ciąży", przyznaje Leto. "To gorzki ciężar, który może w każdej chwili wkraść się w życie - można cofnąć się do jakiegoś rodzaju pierwotnych pomysłów i uczuć. Naprawdę myślę, że [ten spór] jest częścią naszej wielkiej podróży i częścią naszej życiowej drogi. Myślę, że dobrze zrobiliśmy obstawiając przy swoim, dobrze dla nas i dla innych artystów. Działamy przede wszystkim za tym, co uczciwe i prawdziwe. Na tej planecie, ludzki umysł został tak skonstruowany, że od dziecka wie, jeżeli ktoś go potraktuje niesprawiedliwie, nawet jeśli to tylko krótka chwila. To nie jest uczucie, które każdy chciałby doświadczyć".
Dzisiaj w studio, po 24 godzinach pracy to nie jest coś, czym zawracałby sobie głowę. Jest za to ogromnie szczęśliwy, że może rzucić się w korzyści, płynące z wolności i do diabła z finansowymi łapówkami.
"Przyszłość jest nieznana i potrafi być zniechęcająca", kończy Leto. "Ale znaleźliśmy niesamowicie ekscytujące rozwiązanie - możliwości są nieograniczone. To czyni nas silniejszymi. Sprawia, że płyta może być tylko lepsza. To będzie twórczy huragan".
"Ty powiedz mi, jakie znaczenie za tym się kryje", żartuje kiedy proszony jest o więcej detali wyjaśnienia i kiedy zręcznie zmieni temat na inny.
Jeśli zaczyna się prawdziwa walka, to dlatego, że każdy wie - Leto jak nikt zna samego siebie - nagrywanie trzeciego albumu przez 30 Seconds To Mars to duża sprawa.
Z sekciarskiej winnej przyjemności kapeli zamienili się w rockowych bokserów wagi ciężkiej. Potwierdzili to dzięki wielu hitom: "The Kill", "From Yesterday" czy "Attack", oraz graniem w wielu telewizyjnych show, takich jak: CSI: New York, Without A Trance i mniej ekscytującym Hollyoaks, nie wspominając o wielce uznanych Kerrang! Awards oraz MTV Music Video Awards. Publiczna opinia co do Leto także uległa zmianie. Z wiarygodnego hollywoodzkiego aktora ("Podziemny krąg", "Rozdział 27"), z próżnym rock'n'rollowym projektem na swoim koncie, zmienił się w kogoś bardziej znaczącego: sercowo-posiniaczony tekściarz piosenek, z talentem do radiowych przebojów i przystępnych hymnów mających głębsze przesłanie, swoistą wiadomość. To wszystko, to trochę dużo jak na jednego człowieka i jego zespołu...
CZY NAGRYWANIE ALBUMU JEST PRZYJEMNOŚCIĄ, CZY RACZEJ ODCZUWACIE DUŻĄ PRESJĘ, ABY OSIĄGNĄĆ SUKCES POPRZEDNIEGO ALBUMU?
JARED LETO: "Tak, wszystko idzie bardzo dobrze. Wiesz, trochę dziwne w nagrywaniu płyty jest to: w każdej chwili możesz się zgubić. To dobrze i źle. W oklepany sposób zatracasz się w zgłębianiu tego wszystkiego, przygody, odkrywania, wyzwania, pościgu za tym wszystkim. Przy odrobinie szczęścia, na końcu znajdziesz to, co chcesz przez muzykę powiedzieć. W tym przypadku przypuszczam, że będzie to refleksja nad własnym życiem, w jaki sposób żyjemy. Ta płyta to nagranie myśli, pomysłów i doświadczenia, które nabyliśmy przez te kilka minionych lat. To był intensywny i introspektywny czas. Świetnie bawiliśmy się przy tworzeniu tego nagrania i sprostaliśmy niesamowitym wyzwaniom".
JAKIE DOŚWIADCZENIA INSPIROWAŁY CIĘ TYM RAZEM DO PISANIA TEKSTÓW?
"Cóż, podróżowanie po całym świecie i trasa koncertowa, to najlepsze doświadczenia minionych 3 lat. Niepowodzenia i sukcesy, jakich doznajemy z dnia na dzień, tygodnia na tydzień, miesiąca na miesiąc, zarówno dla prostego człowieka, jak i dla artysty - ta podróż była prawdziwą refleksją. To część tego, kim naprawdę jesteśmy. Przyjemną rzeczą w tworzeniu płyty jest to, że możesz gdzieś ulokować swoje doświadczenia w sposób produktywny i twórczy".
WSPOMINAŁEŚ, ŻE MIAŁEŚ PEWNE NADZIEJE I MARZENIA, CO DO TEGO ALBUMU. GDZIE ONE SĄ?
"Chcieliśmy napisać coś, co będzie zarówno ekscytujące, jak i inspirujące. Chcieliśmy stworzyć płytę, z której bylibyśmy dumni. Chcieliśmy dalej podążać jako muzycy i artyści. Nie chcieliśmy żeby to doświadczenie było albo zniechęcające, albo wyczerpujące - miało to dawać nam radość i przygodę. Zespół przybył na specjalne miejsce. Możesz to poczuć na tym nagraniu".
MYŚLICIE, ŻE FANI BĘDĄ ZASKOCZENI NOWYMI PIOSENKAMI?
"Są inne niż te z naszej ostatniej płyty. Ta płyta jest naprawdę kinematograficzna i wylewna.Jest jedyna w swoim rodzaju. To ciągle 30 Seconds To Mars, ale myślę, że ta płyta jest naprawdę ambitna. Jest inna od wszystkiego, co do tej pory zrobiliśmy. Jest ambitna w całym swoim rozmiarze i możliwościach. Są na niej skrzypce, ale również graliśmy kreatywne muzyczne eksperymenty. Jest na niej wiele rzeczy, o których mogę rozmawiać, ale o tym dowiecie się wkrótce, bo przecież ludzie nie mogą słuchać o płycie bez płyty. Płyta będzie eksplozją. To najlepsza rzecz, jaką do tej pory zrobiliśmy".
Jeśli wierzyć tytułowi roboczemu, jaki ma mieć następna płyta 30 Seconds To Mars, to będzie to wojna podczas której zrodzi się nadzieja, że będzie to wojna krwawa i zaowocuje hitem: Dawid z mocno podkreślonymi oczami przeciwko finansowemu muzycznemu Goliatowi; 30 Seconds To Mars przeciwko byłej wytwórni Virgin/EMI. Wydarzenie na skalę publicznego nagłośnienia i warte 30 milionów dolarów, prawnicy już zacierają ręce z wesołością.
"To szlachetna bitwa", dodaje Leto. Wciąż nie jasne są przyczyny tego konfliktu, zależnie z kim się rozmawia. Zgodnie z tym, co mówią przedstawiciele dawnej wytwórni zespołu, naruszyli oni warunki kontraktu odchodząc przed wygaśnięciem umowy. Z kolei zespół powołuje się na kalifornijskie prawo, mówiące że nie można być związanym kontraktem dłużej niż siedem lat (Leto twierdzi, że kontrakt został podpisany 10 lat temu). Wytwórnia Virgin/EMI złożyła do sądu pozew, w którym domaga się 30 milionów dolarów i kolejnych trzech albumów.
Na dzień dzisiejszy zespół pozostaje bez wytwórni płytowej. To brudny biznes, w którym jakkolwiek spojrzeć, zespół nie może podjąć rozmów, choć Leto jest obecnie w dyplomatycznym nastroju - również trochę zagadkowym. Zespół mógłby pójść na ugodę tylko wtedy, gdy warunki stawiane przez wytwórnię by im odpowiadały.
"Nigdy nie wiadomo, jaki bieg sprawy obiorą", mówi. "Ludzie mogą się pogodzić, a my zawsze na to zostawiamy drzwi otwarte. Nie widzimy rzeczy tylko w barwach czarnych i białych. Chcemy działać uczciwie i zgodnie z równouprawnieniem. Uważamy, że łatwo zobaczyć, co jest w tej sprawie słuszne. To stara bitwa pomiędzy sztuką, a komercją".
Jednakże ta bitwa okazała się też dziwnie opłacalna. Bez wytwórni działającej na każdą kreatywną decyzję 30 Seconds To Mars, muzycy znajdują się na uprzywilejowanej pozycji, osiągnięcia platyny, dyktując przy tym własne warunki. Administracja i ingerencja wielkich korporacji zostały daleko odsunięte. Na chwilę obecną Leto i pozostali członkowie zespołu mogą robić co tylko chcą.
"Teraz jesteśmy w studio, bez żadnego wydawnictwa płytowego, płacącego za cokolwiek, nie ma A&R (osób pomagających w negocjacjach umów), nie ma przewijających się ludzi i machający opiniami", dodaje. "To tylko i wyłącznie kreatywne poszukiwanie. 30 Seconds To Mars pracuje na warunkach dyktowanych przez 30 Seconds To Mars. Jest w tym jakaś niesamowita wolność".
Jednak na dzień dzisiejszy nie ma dokładnej daty wydania płyty i nie ma wytwórni, która finansowałaby czeki i opłacała pobyt w studio, ludzie z obozu 30 Seconds To Mars niechętnie chcą ujawnić ile to wszystko ich kosztuje i kto pokrywa koszty. No i jeszcze te 30 milionów dolarów, to przecież dużo pieniędzy. Musiała się zdarzyć jedna, albo dwie nieprzespane noce z tego powodu, w ciągu minionego pół roku?
"Zdarzają się dni, kiedy to wszystko na ciebie ciąży", przyznaje Leto. "To gorzki ciężar, który może w każdej chwili wkraść się w życie - można cofnąć się do jakiegoś rodzaju pierwotnych pomysłów i uczuć. Naprawdę myślę, że [ten spór] jest częścią naszej wielkiej podróży i częścią naszej życiowej drogi. Myślę, że dobrze zrobiliśmy obstawiając przy swoim, dobrze dla nas i dla innych artystów. Działamy przede wszystkim za tym, co uczciwe i prawdziwe. Na tej planecie, ludzki umysł został tak skonstruowany, że od dziecka wie, jeżeli ktoś go potraktuje niesprawiedliwie, nawet jeśli to tylko krótka chwila. To nie jest uczucie, które każdy chciałby doświadczyć".
Dzisiaj w studio, po 24 godzinach pracy to nie jest coś, czym zawracałby sobie głowę. Jest za to ogromnie szczęśliwy, że może rzucić się w korzyści, płynące z wolności i do diabła z finansowymi łapówkami.
"Przyszłość jest nieznana i potrafi być zniechęcająca", kończy Leto. "Ale znaleźliśmy niesamowicie ekscytujące rozwiązanie - możliwości są nieograniczone. To czyni nas silniejszymi. Sprawia, że płyta może być tylko lepsza. To będzie twórczy huragan".
****Kerrang!
****tłumaczenie: mary
Kliknięcie na zdjęcia daje nam możliwość zobaczenia ich we większym formacie :)
Miło powspominać, dzięki dziewczyny :)
OdpowiedzUsuń