Z HOLLYWOOD NA MARSA
30 SECONDS TO MARS NA CAŁY REGULATOR
Jest zimne, szare, deszczowe popołudnie w podmiejskim Mapiewood, Minnesota, gdzie zatrzymali się właśnie, tylko na kilka godzin, 30 Seconds To Mars. Idziemy ich powitać. Dla nas to prawdziwe Welcome To The Universe.
Miejscówka jest usytuowana w dziwnym miejscu, z dala od drogi publicznej, to kompleks handlowy i skupisko restauracji. Mimo tego dość duży parking zaczyna się zapełniać.
Tak, lider zespołu 30 Seconds To Mars jest również aktorem z wieloma sukcesami. I tak, Jared Leto, lepiej znany jest ze swoich ról w „American Psycho”, „Requiem dla snu”, „Podziemnym kręgu” i w końcu, zapomnianym już „Moje tak zwane życie”, niż z zespołu rockowego. Ale płyta szybko pokryła się platyną, obiegła wiele krajów, wydane zostały z niej trzy single i teledyski. Zespół musiał przeboleć fakt, że ma sławnego lidera.
Jeśli czytasz ten artykuł w nadziei, że dostarczy on szczegółów życia intymnego Jareda Leto, przejrzyj Us Weekly. Jeśli jednak interesuje cię historia niezwykłego zespołu, który polega na jakości swojej muzyki, a nie na hollywoodzkim połączeniu w drodze do sukcesu, czytaj dalej.
Urodzony w Luizjanie, Jared i jego brat Shannon byli wychowywani przez samotną matkę (w dziesięciu różnych miastach), w środowisku w którym zachęcano do twórczego wyrażania sztuki. „Sztuka była zawsze blisko, więc to było naturalne następstwo rzeczy”, mówi Shannon o podejściu do muzyki we wczesnym wieku. „Podnosiliśmy instrumenty i zaczynaliśmy grać, aby miało to sens”.
Z Jaredem na gitarze i jego wokalem, oraz z Shannonem na perkusji, 30 Seconds To Mars podpisało kontrakt z Virgin/Immortal w 1998. Chociaż ich debiutancka płyta (wydana w 2002) była trochę więcej niż pulsującym punktem w przemyśle muzycznym, zaczęli budować prawdziwą bazę fanów, rozpoczynając trasę koncertową.
Do zespołu w niedługim czasie dołączyli basista, Matt Wachter i gitarzysta Tomo Milicevic. Urodzony w Sarajewie i dorastający w Detroit, Tomo żył marzeniami – przed dołączeniem do zespołu i staniem się jednym z członków 30 Seconds To Mars, był ich wielkim fanem. „Czy to nie trochę szalone? Słuchasz tej muzyki, podziwiasz, a następnie pewnego dnia, stajesz na scenie i grasz”, mówi.
Pierwszy wspólny wysiłek czwórki członków zespołu, to „A Beautiful Lie”, wydane w sierpniu 2005. Formalnie rzecz biorąc, to nie jest nowy album, ale jak zauważył Tomo „Dla większości ludzi jest. Pierwszego roku, kiedy album był w obiegu sprzedaliśmy zaledwie 100 000 płyt”. Od tego czasu liczba sprzedanych płyt wzrosła do 1 miliona. „Dla tych ludzi [900 000] to nowiutki zapis”.
Oprócz pisania wszystkich tekstów, grania na gitarze, śpiewania każdej piosenki, Jared również wyreżyserował klip do „The Kill” i „From Yesterday” (drugi i trzeci singiel), oba pod pseudonimem Bartholomew Cubbins. „To jest sposób na trochę zabawy i bycie twórczym. Naprawdę chciałem żeby ludzie polubili i mogli doświadczać to wideo, bez posiadania z góry wyrobionych sądów. Nie ważne było dla mnie, by rościć sobie do nich prawo. Miło jest być rozpoznawanym, ale z właściwych powodów”, Jared mówi o decyzji nakręcenia „The Kill” pod alter ego. Ten klip sprowadził nagrodę VMA, FUSE i MTV2.
Popularność 30 Seconds To Mars wzrastała wraz ze sprzedażą płyt. Zespół również musiał się zmierzyć z ciężarami przeszłości, jakie postawili przed nimi muzycy-aktorzy, Russell Crowe, Keanu Reeves i Kevin Bacon. „Mieliśmy bardzo dużo wycelowanych w nas palców środkowych, przez wiele lat i przykładów podobnych zespołów przed nami”, mówi Shannon, bez podawania nazw. „Ale również wiedzieliśmy, że możemy tworzyć muzykę, i wiedzieliśmy, że chcemy koncertować, koncertować, koncertować, i wiedzieliśmy, że musimy udowodnić coś ludziom, udowodnić choćby nie wiem co. I zrobiliśmy to, udało się. Kochamy to, co robimy. Jesteśmy pierwszą kapelą, która naprawdę stawia czoła wyzwaniom i je pokonuje, stajemy się zespołem znanym ze swojej muzyki i to jest cudowne”.
Choć fani wypytują Jareda o jego życie, jest to temat tabu. Ciągle jego sukces w aktorstwie, przejawia tendencję do przesłonięcia faktu, że 30 Seconds To Mars powiodło się nie dlatego, że Jared jest utalentowanym aktorem, ale ponieważ wszyscy z jego członków są utalentowanymi muzykami. I chociaż mogli mieć łatwy rozgłos przyniesiony przez sławę Jareda, zespoł nie chce tego rodzaju uwagi, nie chcą używać jego imienia dla promocji.
30 Seconds To Mars wybrali napięte grafiki, życie w trasie w ciasnym autobusie, i zarabianie 20$ na dzień, aby zdobywać swój własny status. „Dużo ludzi może myśleć, że odnieśliśmy sukces, bo o nas słyszeli, ale tak nie jest. Jesteśmy w trasie od dłuższego czasu”, mówi Matt, który opisuje naturalną drogę zespołu do sukcesu. „Naprawdę fani są dla nas bardzo ważni, i w trakcie trasy nawiązujemy z nimi bezpośredni kontakt. To jest dużo lepsze od TV czy radio. Dlatego liczba naszych fanów rośnie, rośnie i rośnie, ludzie zaczynają dostrzegać w nas 30 Seconds To Mars”.
Fani byli zawsze ważni, ale 30 Seconds To Mars jest czymś specjalnym – zgodnie z listami dyskusyjnymi on-line, niektórzy mają nawet tatuaże w hołdzie zespołowi. Ale oprócz wyniku ‘regularnych’ fanów, znani są oni bardziej jako coś ekskluzywnego, nazywanego ECHELON.
Na pierwszy rzut oka, jest to typowy fan club, Echelon. Rozsławiający zespół tak jakby był ‘zespołem ulicznym’, rozpuszczając wiadomości o kapeli, proszeniu o ich piosenki w lokalnych stacjach radiowych, dedykacje, głosowaniu na 30 Seconds To Mars, gdy są nominowani do nagród. Z drugiej strony, Echelon nie jest tak bardzo fan clubem. Wiąże się z nim coś więcej: używanie łacińskich zwrotów, symboliczność, białe stroje, tajemnicze rytuały (tak jak proces indukcji, który wymaga by przyszli członkowie zostali nominowani przez dwóch istniejących członków), to prawie sekciarskie oddanie dla 30 Seconds To Mars. Ale uczucie jest wzajemne i zespół również oddany jest Echelonowi. Członkowie zespołu pierwsi dowiadują się o newsach lub jakichkolwiek ogłoszeniach obejmujących 30 Seconds To Mars, nawet porozumiewają się z nimi bezpośrednio, za pomocą e-mail. Publicznym przejawem sympatii było wydanie deluxe „A Beautiful Lie” (wydana w grudniu), zawierającą szatę graficzną zaprojektowaną jako specjalne wyrazy uznania dla Echelonu. Jared opisuje ich jako „najbardziej namiętni wierzący”.
Kiedy wychodzą do fanów, możliwe że Matt podsumuje to najlepiej. „Oni są tylko prawdą i prawdą, całkowicie i całkowicie. Byli tutaj od początku i będą do samego końca”. Ale rozmawiając z Shannonem, Tomo, Mattem i Jaredem w ich zaparkowanym autobusie jest oczywiste, że na koniec póki co się nie zapowiada. Pną się w górę przez sześć tygodni, wrócili z Chin, gdzie kręcili zdjęcia do klipu „From Yesterday”, w pałacu na obrzeżach Szanghaju. „Mieliśmy 500 dodatków, ogromne szafy strojów, 40 ludzi konno… to fenomenalny klip i projekt. Nie mam pewności czy to się naprawdę działo!” mówi Jared. Później wylatują do Los Angeles żeby grać na Bamboozled Festival oraz na rozdanie nagród FUSE, przed zawitaniem do Minnesoty, wszystko w ciągu czterech dni.
„To jest takie dzikie, wprost niewiarygodne, świetna okazja i bez jakichkolwiek wyjaśnień – i dzięki Bogu za to co robimy!” mówi Jared, bardziej zachwycony niż wyczerpany. „Słyszysz to ‘coś’ gdy jesteś młody: lepiej kochać to, co się robi, zwłaszcza, gdy nazywasz to swoją pracą, ponieważ to jest twoje życie. To wszystko powoduje, że nabieramy doświadczenia i inspiracji, to jest coś dla nas”.
Rezultatem jest wydanie albumu, lepszego bądź gorszego. „Jared pisze piosenki prosto z głębi duszy – ona jest prawdziwą inspiracją. Wszyscy stajemy się tego częścią. Jesteśmy prawdziwym zespołem, pod każdym względem zaangażowani”, mówi Tomo. "Jeśli brzmimy intensywnie, to dlatego, że tak jest; jeśli Jared brzmi intensywnie, to dlatego, że taki jest. Gdyby było 30 godzin w ciągu dnia, Jared prawdopodobnie znalazłby czas dla 40 godzin pracy. On nie jest typem gościa od telefonu, on nie poświęca ‘dobrze’ dla ‘wystarczająco dobrze’. Jego opisuje się używając dużych słów, wręcz wykrzykników i tak jak pozostali członkowie zespołu nie pije i nie ćpa. Jeśli nie masz nic z nami wspólnego, możesz osądzać nas nie przez pryzmat muzyki, ale przez kredkę do oczu. Nie wiem, czy wtedy uda ci się zrozumieć całe zamieszanie wokół nas". „Albo coś masz albo nie”, mówi Matt. „Muzyka przemawia w imieniu własnego ‘ja’… Przyjdź na koncert – myślę, że mówi wtedy nawet głośniej”.
Tak jest… energia w pomieszczeniu nie mniej odurza niż napełnione szkocką szkło w mojej ręce – i oba będą mi przypominać o świetnym widowisku, nawet gdy się ono zakończy. Ponieważ światła gasną, symbolizuje to rozpoczęcie występu. Wyciągnięty z domów tłum teraz stoi mocno razem, zjednoczony niecierpliwym oczekiwaniem. Spokój szybko przeradza się w głośne okrzyki, i wkrótce potem krótkie ale spektakularne wystąpienie Street Drum Corps, żeby wprowadzić na scenę 30 Seconds To Mars.
Doskonałe brzmienie i mocny głos Jareda docierają do najmniejszej szczeliny pomieszczenia. Leto paraduje po scenie, dostarczając każde swoje przesłanie z furią i intensywnością, czym wyraża swój prawdziwy charakter. Jest ubrany cały na czarno. Trzyma w rękach białą elektryczną gitarę z pasem o iście krwistym czerwonym kolorze (takim samym, jak końcówki jego czarnych włosów). Posadzony za sterami perkusji, Shannon zabija swoje bębny. Jego ramiona unoszą się i opadają z taką prędkością i precyzją, że można zastanawiać się, czy jest on człowiekiem. W skrzydłach Tomo i Matt. Wymiatają gitarowymi riffami, basowym brzmieniem, napinając struny i mięśnie w odpowiedni sposób do każdej piosenki.
Jared zaspokaja myśli swoich fanów, podejmując piosenki na życzenie („Co chcielibyście usłyszeć? Zagram co tylko chcecie”) i tłum wykorzystuje nie jedną taką okazję. I kiedy myślisz, że to koniec, Jared informuje, „Dopiero co zaczęliśmy!”. Grupa gra jeszcze przez jakieś kolejne 30 minut – ale wcześniej Jared solo przeprowadza akustyczną interpretację Nine Inch Nails „Closer”. Jared jest odpowiednią osobą na właściwym stanowisku. To urodzony piosenkarz. Na scenie jest prawdziwy, nie gra.
Jak po każdym występie 30 Seconds To Mars, tłumy fanów czekają w kolejce po zgarnięcie autografu i spotkania ich osobiście, twarzą w twarz. I choć jutro obudzą się w nowym mieście, dziś wieczorem 30 Seconds To Mars zostaną z fanami do końca, mają swój moment.
By Justine Goodman
Photography by: Roger Erickson
Styling by: Darius Baptist
Hair & make-up by: Stephanie Brynstad
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz