wtorek, 27 kwietnia 2010

2010/04/27 Miami New Times

Słyszałem,że pod koniec tygodnia straciłeś głos. Czy musieliście odwołać koncerty? 
JL: Tak,rozchorowałem się.W piątek graliśmy w Filadelfii i musieliśmy odwołać poniedziałkowy koncert w Charlotte. W całym moim życiu odwołałem tylko dwa koncerty. Czasami trzeba pozwolić organizmowi się zregenerować. Daliśmy sześć koncertów z rzędu i dostałem kaszel, którego nie mogłem się pozbyć.

Kiedy dajecie tak dużo koncertów pod rząd, robisz coś szczególnego, żeby chronić głos?
No wiesz,najlepszą rzeczą jaką możesz zrobić,to nie odzywać się-i tak,teraz rozmawiam z tobą-jednak to jest najlepsza rzecz,trzeba w pewien sposób oszczędzać głos i spać.

Grasz na dwóch robionych na zamówienie gitarach Steve McSwain, które sam zaprojektowałeś. Lubisz sprzęty? Na jakich gitarach grasz podczas tej trasy?
Cóż, nie nazywam ich „gitarami na zamówienie”. Narysowałem je na kawałku papieru i nadałem im przydomki Pitagoras i Artemis. Prawdę mówiąc, nie jestem jakimś wielkim specem od sprzętu. Używam Fenders i Les Pauls, przeważnie Gibsony i Voxy oraz klasyki. Lubię bardzo gitarę, która posiada mój własny, unikalny dźwięk.

Odkąd założyliście zespól wydajecie średnio jeden album na dwa, trzy lata.
Bardziej na cztery czy pięć!

Czas jaki minął od przedostatniego albumu do obecnego był szczególnie długi. Ile z tego spowodowane było problemami z wytwórnią, a ile po prostu procesem tworzenia?
Trochę jednego i drugiego. Z piosenką nigdy nic nie wiadomo, jest skończona, gdy jest skończona. Każda posiada swój indywidualny przebieg. Nie możemy ich popędzać. Piosenki są interesujące, rozwijają się w pewien sposób, a gdy są gotowe same się kończą. Kwestie prawne postawiły przed nami mnóstwo wyzwań. Tworzyliśmy tą płytę sami. Sami ją sfinansowaliśmy. Usiedliśmy w studio, które stworzyliśmy na wzgórzach Hollywood. I tworzyliśmy zwykły kalifornijski album, ale z 30 milionowym pozwem na głowie. Ta płyta, dotyczyła głównie konfliktu z wytwórnią i wyzwań związanych z pozwem.

Czy w związku z tym procesem twórczym, planujecie specjalne sesje, żeby tworzyć pomiędzy innymi projektami, czy po prostu tworzycie wtedy, gdy wpadną wam do głowy jakieś pomysły?
Tworzymy, kiedy znajdziemy czas. W tej chwili płyta "This Is War" jest do tego stopnia świeża i nowa, że nie myślę jeszcze o następnym albumie. 

Jak myślisz, gdzie pod względem muzycznym znajduje się teraz zespół 30 Seconds To Mars? Jak się rozwinął? Przez lata przyczepiono mu już wiele etykietek z gatunkami muzycznymi, ale czy któraś pasuje?
Podoba mi się to, co kiedyś powiedział Andy Warhol, że etykietki są dla puszek, a nie dla ludzi. Mieliśmy wiele etykietek, ponieważ tak naprawdę ludzie nie wiedzą, gdzie nas umieścić. Jestem ogromnym fanem takich zespołów, jak Depeche Mode, The Cure czy U2, je też trudno było opatrzyć jakąś etykietką. Dla nas ten zespół jest częściowo muzyką, życiem, wspólnotą, sposobem na wyrażanie siebie. Pozwólmy innym ludziom definiować. 

Mnóstwo artykułów prasowych skupia się na temat histerii kobiet, jaka wam towarzyszy. Widziałem was podczas trasy Taste of Chaos, pamiętam jak wyszedłeś między publiczność, a ja zostałem prawie stratowany przez tłum ścigających cię dziewczyn. Czy skupianie się na tej "jaredomanii" kiedykolwiek cię zdenerwowało, czy raczej jest mile widziane?
Serio? (śmiech). To zabawne. Nie wiedziałem o tym.

Mam rozumieć, że nie jesteś świadomy tego, że ludzie o tym mówią?
Nie zauważam tego. Nie zwracam uwagi na tego typu rzeczy. To ty przychodzisz na koncert, widzisz to i mi opowiadasz.

Zespół łączy się z fanami przez Internet, ostatnio głównie przez Twitter. Jak znajdujesz na to czas?
Posiadamy wspaniałą grupę ludzi, którzy pomagają nam w tych wszystkich cyfrowych aspektach, w marketingu. Właściwie mamy specjalną grupę, którą nazywam The Hive. To zespół ludzi, którzy pomagają nam w tym cyfrowym królestwie. Pomagają nam zbliżyć nas i naszą publiczność. Jesteśmy tego ogromnymi zwolennikami.

Czy kiedykolwiek sam odpowiadasz ludziom?

Tak, tak, przez cały czas.

Na zakończenie, powiedz, w odróżnieniu od poprzednich koncertów, czego mogą spodziewać się ludzie, którzy przyjdą na show w Miami?
Myślę, że ludzie będą mogli zobaczyć nasz nowy początek. Ta płyta jest dla nas wszystkim. Włożyliśmy w nią wszystko, co mieliśmy. Właśnie zakończyliśmy naszą pierwszą stadionową trasę po Europie, która była dla nas fantastycznym i bardzo niesamowitym przeżyciem. Wyprzedaliśmy bilety na Wembley Arena! Posiadamy mnóstwo energii i wkładamy ją w nasze koncerty, a ludzie którzy na nie przychodzą mogą tego doświadczyć. 


MIAMI NEW TIMES
translate by mary

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu