poniedziałek, 27 kwietnia 2015

ONET: Echelon Polska - niezmywalni fani 30 Seconds to Mars: To jest kult!

ze strony http://muzyka.onet.pl/ czytamy: 

Mówią o sobie "rodzina", a gdy się spotykają, traktują jak rodzeństwo. Łączy ich nie tylko muzyka: - Na nadgarstku mam wytatuowaną triadę, żeby nigdy nie pogubić się w życiu – mówi 19-letnia Zuzanna "Banshee" Borucka, Youtuberka i Echelonka.

Fenomen potwierdza Janusz Stefański z Prestige MJM, organizator koncertu 30 Seconds To Mars (4 maja, Ergo Arena Sopot/Gdańsk): - Związek fanów z zespołem jest wyjątkowy. Dbają o niego obie strony, a efekty najlepiej widać na koncercie – dodaje. Tatuaże z tekstów piosenek, trzycyfrowe ceny za zdjęcie z idolem i ta świadomość, że jesteś częścią grupy, o której Jared Leto mówi: - To jest kult! Echeloni – jeszcze fani czy już fanatycy?

- Ludzie w wieku szkolnym szukają autorytetu, za którym mogliby pójść i pomysłu na siebie. To tak zwani "hard userzy" – mówi Remigiusz Łupicki, pracujący z młodymi artystami w MyMusic. Między jedenastym a dziewiętnastym rokiem życia najczęściej i najchętniej identyfikujemy się z treściami muzycznymi. Subkultury, kostki, naszywki i wspólne koncerty – świetny czas, do którego chętnie wracamy pamięcią.

Na czym polega fenomen Thirty Seconds to Mars? W dużej mierze na osobie Jareda Leto, który porywa za sobą tłum młodych na całym świecie. Od małego grał na gitarze, śpiewał i komponował, marząc o światowej karierze i własnym zespole rockowym. Dorastał pośród hippisów i liberalnych przekonań: - Nie dostrzegaliśmy żadnych ograniczeń w świecie – mówi wokalista - często włamywaliśmy się do szkół. Często również ze szkół uciekaliśmy. Byliśmy dzieciakami, z którymi innym zabraniano się bawić – wspomina Jared na stronach książki Adama Kischa. Częste przeprowadzki, życie na walizkach, nie pomagało w łapaniu kontaktu z rówieśnikami. Zamiast kolegów, towarzyszyła mu muzyka. Niebagatelną rolę odegrał zespół Rush, Led Zeppelin, The Who, Pink Floyd i Harry Nilsson, który zainspirował Leto do korzystania ze znaczeń graficznych i symboli.

Miał 16 lat i pierwszy zakręt, który mógł się skończyć tragicznie. Chodził do szkoły średniej, ale zamiast uczęszczać w zajęciach, brał dożylnie crack, z igły, która obsługiwała kilka osób. Rosyjska ruletka: - Wielu z nich już nie ma na świecie. Szczerze mówiąc (…) myślałem, żeby zostać artystą lub handlarzem narkotyków. Udało mi się z tego wyjść, wróciłem do college’u – wspomina. To doświadczenie z pewnością pomogło mu w zbudowaniu roli Harry’ego Goldfarba, z "Requiem dla snu", który otworzył mu drzwi do światowej kariery. Te wszystkie fakty rysują nam postać, która mogła skończyć tragicznie, a skończyła, odbierając Oscara na czerwonym dywanie. Chichot losu. Dziś jego zespół zaliczany jest do najpopularniejszych na świecie, a jego nazwisko poważają w Ameryce i na Starym Kontynencie. Przechodząc drogę: od biednego studenta ze strzykawką, do rockmana z Oscarem udowadnia, że upór popłaca. Do tego właśnie przekonuje swoich słuchaczy: walcz o swoje, sięgaj niemożliwego. Wiara, nadzieja, miłość – może i patos, ale docierają do rzeszy fanów. To słowa, które prawdopodobnie powtarzał sobie jak mantrę, aż w końcu się udało. Teraz swój lek podaje milionom, rozsianym na całym świecie. Łączy ich Echelon – czyli co?


Wydali debiutancki album, ale wytwórnia miała problemy finansowe. Promocję trzeba było zrobić we własnym zakresie. Był rok 2003, więc i www i fora społecznościowe były dobrym wyjściem. I właśnie na tej stronie Leto umieścił słowo "Echelon", a wcześniej napisał piosenkę (utwór szósty, strona pierwsza) z imiennego albumu – od tego się zaczęło. A dzisiaj? Co to jest Echelon, skąd się bierze i czym różni się od przeciętnego fana, przeciętnego zespołu?

- Kiedy wyśmiewano mnie w gimnazjum, kiedy miałam problemy w domu, włączałam sobie "Attack" i wiedziałam, że się nie poddam. Dzięki ich piosenkom dałam sobie z tym wszystkim radę – mówi Agata - nie było ze mną problemów wychowawczych, nie uciekałam z domu - uciekałam w muzykę. Potrzebowałam tylko słuchawek i Marsów. To mnie uspokajało – wspomina. Ile miałaś lat, jak weszłaś do Marsowej Rodziny? – 11 lat, jeszcze przed Facebookiem. Czułam się dziwnie, kiedy inni słuchali tego, co wtedy było popularne i zmieniali ulubione zespoły jak rękawiczki. Ja siedziałam w Marsach i rysowałam sobie ich symbole, na okładkach zeszytów, w podstawówce. Na zespół Jareda wpadła przypadkiem: - Pod koniec 2007 roku usłyszałam "A Beautiful Lie", później mało popularne utwory typu "Anarchy in Tokyo" - i mnie dotknęło. Spodobał mi się tekst, muzyka, zaciekawili mnie swoją filozofią. Ukryte szczegóły, znaczenia, nawiązania do mitologii (symbol feniksa mithry). Wtedy też trafiłam na hasło Echelon, o którym zaczęłam sporo czytać i po jakimś czasie poczułam, że chcę się czuć tego częścią – tłumaczy Agata.

Podobnie było z Zuzą "Banshee" Borucką: - Okres gimnazjum i liceum był dla mnie bardzo stresujący. Jestem osobą, której bardzo trudno odnaleźć się w nowym środowisku. Zawsze byłam typem outsidera, który trzyma się z boku. Pamiętam ten dzień, w którym posłuchałam pierwszy raz 30 Seconds to Mars. Była to piosenka "The Kill" i poczułam się, jakby ktoś przeszył moje serce na wylot.

Miałam 17-18 lat, więc wiadomo: pierwsze poważniejsze imprezy, ich muzyka, znajomi, którzy też jej słuchali, wypady za miasto, wagary. Pamiętam, jak w klasie maturalnej pojechałam z koleżanką na wagary, na Stadion Śląski w Chorzowie. Był zamknięty oczywiście, jakiś remont tam robili, sprzątali go i tak od słowa do słowa wpuszczono nas na stadion. Niesamowite uczucie, siedzieć na pustych trybunach: dookoła nic, a ty słuchasz sobie Marsów. Marzyliśmy sobie, że jesteśmy na ich koncercie - mówi Marta, która dodaje: - Nie czuję się Echelonem. Jak zaczynałam, to miałam 22 lata. Wiadomo, dobry czas na takie rzeczy. Teraz mam prawie 30 lat i inne życie – puentuje. Echeloni dorobili się już dwóch kategorii wiekowych: - Jak wchodziłam do grupy, to miałam 17 lat i byłam jedną z młodszych fanek. Wiadomo, zdarzali się tacy po 14-15 lat, ale nie było nas dużo. Dzisiaj osoba, która wchodzi do grupy i ma 17 lat jest troszkę stara – mówi Marta. Jak pies z kotem, jak ci na Wiejskiej, tak i Echeloni, toczą potyczki słowne, która płyta Marsów jest stanowczo słaba lub imponująco dobra. Szansy na porozumienie na razie brak: starszacy wolą najczęściej pierwszy album rockowy, wyprodukowany przez legendarnego Boba Ezrina. Z drugiej strony mamy – to typ młodych – pełen emocji i popu "Love Lust Faith + Dreams". Sytuacje potwierdza Echelonka: - Dla tej pierwszej grupy najgorsza płyta, to zdecydowanie czwarty album, najlepszą zaś jest pierwszy i na odwrót. Są mocno podzieleni – może połączy ich piąta płyta? Leto jest zmienny: - Nie nagrywamy albumów dla kogoś, tylko dla siebie i nie zamierzamy się powtarzać. Każda płyta jest inna – stwierdził.

Kiedy i gdzie pojawił się pierwszy Echelon? – Na pierwszym koncercie w historii 30STM – tłumaczy Ajamowa, moderatorka oficjalnej grupy Echelon Polska. Skąd młodzi dowiadują się o zespole? – Myślę, że nawet 75% zna Marsów dzięki Banshee – mówi Ajamowa – ona mało się udziela – co jest zrozumiałe, bo nie miałaby życia, ale jest dość znana w naszej grupie. Sama zainteresowana powiedziała nam: - Narzekają, że spraszam dzieciarnię, ale nie mam na to wpływu. Youtuberzy? Być może, bo liczby mówią, że przez kilka lat średnia wieku w Mars Armii spadła o nawet pięć lat, z 17 do nawet 12 – jak informowała nas Ajamowa. Problemu nie widzi Banshee: - Moi widzowie wiedzą, że jestem Echelonem i sami starają się poznać tę muzykę! Uważam, że kształtowanie dobrego gustu muzycznego powinno zaczynać się jak najwcześniej, dlatego nawet kiedy młodsi widzowie zaczynają ich słuchać, to super sprawa!

Na koncercie w Rybniku większość stanowiła pod sceną grupa żeńska, ale niech nikt nie myśli, że w Echelonach są same dziewczyny: - Jestem Shino, mam 15 lat i za trzy lata chciałbym zrobić sobie tatuaż triady, na nadgarstku. Chciałbym już teraz, ale mama na pewno się nie zgodzi. Dlaczego triada? - Chciałbym tym pokazać, że słucham dobrej muzyki i jest ona czymś więcej niż płytą, której posłuchasz i odstawisz w kąt – tłumaczy. Większość jego kolegów słucha polskiego hip-hopu i na temat Jareda milczy. Echeloni słyną z kontaktu między sobą. Na pytanie, czym jest Echelon Polska, odpowiadali: "rodzina", "ktoś, kto czuje się członkiem marsowej rodziny" lub: - Jeśli ktoś ma problem, to zawsze otwarcie pisze. Staramy się sobie nawzajem pomagać. Przykładowo ja, jako "starszak" pomagam młodym się odnaleźć. Pomagam zrozumieć symbolikę, czy chociażby tłumaczę, jak to jest być na ich koncercie – mówi Agata, od siedmiu lat w Mars Armii. Oprócz sieci światowej nie brakuje spotkań lokalnych, którym towarzyszą miłe wspomnienia: – Oficjalne spotkania były w klubach, ale kolejkowanie [wspólne czekanie na koncert – pb], też dobrze wspominam. W 2011 w Łodzi wymienialiśmy się wszystkim, co mieliśmy. Ja komuś dałam balon, ktoś inny dał mi glowstick. Ja komuś dałam farbę neonową (bo tematyką była neonowa noc), ktoś inny coś dał mi. W Rybniku siedzieliśmy na schodach, przed bramą i śpiewaliśmy piosenki, zastanawiając się, co pojawi się na żywo. Koncert to świetne miejsce na poznanie się – przekonuje Agata.

Jak wygląda współpraca Echelon Polska z firmą Prestige MJM, organizatorem koncertu w ERGO Arenie? – Współpraca z fanami układa się nam bardzo dobrze. Tak było przy koncercie w Rybniku i tak jest i teraz. Teraz przygotowaliśmy wspólną akcję (Prestige MJM oraz Ebilet.pl) i ufundowaliśmy kartoniki w liczbie 12 tysięcy. Jedne są białe, drugie są czerwone i przy podniesieniu kartoników, w odpowiednim miejscu, otrzymamy efekt flagi biało-czerwonej – opisuje Janusz Stefański. Co trzeba zrobić, żeby wnieść duży transparent na stadion? – Trzeba się z nami skontaktować i wylegitymować się – żebyśmy wiedzieli, że dana osoba reprezentuje jakąś grupę. Umożliwiamy wniesienie transparentu, flagi, czy wpuszczamy wcześniej, żeby fani mogli rozdać rzeczy ludziom. Jesteśmy otwarci, pod warunkiem, że będzie to osoba odpowiadająca za większą część widowni – zaznacza Stefański.

Punktem kulminacyjnym echelońskiej przygody jest – zarówno dla Marsów, jak i jej Armii fanów – teledysk do "Do od Die", w którym pojawiły się twarze, wypowiedzi i tatuaże z tekstów piosenek Leto. Dla wielu było to spełnienie marzeń – jak scena spotkania z Jaredem za sceną – które zafundowali im rodzice (bilet do strefy za sceną lub nawet na scenę kosztuje 4000$), dokonując szybkiego i bezbolesnego przelewu na stronie Adventures in Wonderland. Dziś Thirty Seconds to Mars to daleko posunięty projekt, który oferuje korzyści zarówno artystom – takiego kontaktu i wzajemnej serdeczności mogą pozazdrościć im inni wielcy – jak i fanom, którzy przy dużym kieszonkowym, mogą wejść za charyzmatycznym Amerykaninem – jeśli nie w ogień – to przynajmniej na scenę. A jak nie, to mogą być jeszcze wylosowani z publiczności i wejść na scenę na sam finał – i też brzmi dobrze. Thirty Seconds to Mars i Echelon Polska już 4 maja w trójmiejskiej Ergo Arenie.


*** tekst oryginalny i komentarze do niego>>> KLIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szukaj na tym blogu