Z albumem „This Is WAR”, który już wydaje się być wielkim, ROCK SOUND złapał Jareda Leto, celebrytę i aktora aby porozmawiać o prawdziwych brzmieniach jego zespołu 30 Seconds To Mars.
ŻYCIE W CZASIE WOJNY
Jest jedno z tych rzadkich, pochmurnych popołudni w Los Angeles, ale już z daleka oślepia nas reflektor palący się bardzo jasno w domu Jareda Leto. Podczas gdy członkowie zespołu 30 Seconds To Mars, gitarzysta Tomo Milicevic i perkusista, który jest również starszym bratem frontmana, Shannon Leto dołączają do rozmowy z Rock Sound, siadając przy stole, znajdującym się przy brzegu basenu, lider zespołu jak zawsze zajęty jest czymś innym. Miejsce wokół basenu dosłownie zaśmiecają pomocnicze materiały do tworzenia filmów, i jak na gwiazdy rockowe przystało nie może zabraknąć asystenta, sekretarza, przedstawiciela z firmy zespołu dotyczącej zarządzania, fotografa oraz bliżej niezidentyfikowanego współpracownika ze skomplikowaną fryzurą na głowie. Podłogę basenu kąpielowego sprząta automatyczny robot, wyglądająca jak niespokojny duch miniaturowych rozmiarów, pochodzący nie z tego świata, tak jakby z... Marsa!
Kiedy w końcu Jared dołącza do rozmowy, zaczyna się tłumaczyć, że ciężko pracował nad nowym singlem zespołu. 'Kings And Queens', to trzecia piosenka ze zbliżającego się nowego albumu 'This Is War'.
"Klip do tej piosenki jest bardzo ambitny, ale nic więcej nie mogę na dzień dzisiejszy ujawnić", dodaje.
"Chęci mieliśmy ogromne na kręcenie klipu, ale nie mogliśmy uzyskać pozwolenia, a to było koszmarem. Staliśmy w miejscu. Często tak jest. Sama sprawa kręcenia klipu jest niezwykle fajna, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto doprowadzi cię do szaleństwa. Wszystko przez to, że jest dużo pracy i nie można nic zrobić..."
Podobnie było z poprzednimi klipami zespołu - "A Beautiful Lie", "From Yesterday" i "The Kill", wszystkie pochodzą z albumu "A Beautiful Lie" i wszystkie Jared Leto wyreżyserował pod pseudonimemami, jak Bartholomew Cubbins (zaczerpniętego z książki Dr. Seuss) oraz Angakok Panipaq (z grenlandzkiej opowieści dla dzieci). Kiedy pytamy go, dlaczego nie użył własnego nazwiska, Leto uśmiecha się i wymija pytanie.
"Trudno o tym mi rozmawiać, bo zamierzam to kontynuować i iść dalej w takim kierunku". Musimy z przykrością go poinformować, że został rozszyfrowany przez ludzi z Wikipedii. Jego brat śmieje się w głos, natomiast Jared wydaje się być naprawdę zaskoczony.
"Oh, Wikipedia? Cóż... zrobiłem to, bo nie chciałem aby klipy były oceniane przez pryzmat mojej osoby. To dobry sposób, by choć na trochę zniknąć i mieć chwilę wolności".
Słysząc takie słowa z ust Leto, może się wydawać jakby istnienie 30STM było zakazane od lat. Pomysł uroczego chłopca grającego w filmach i zakładającego również kapelę rockową, brzmi jak zachcianka, niczym Keanu Reeves i Dogstar, którzy swoim krzykiem próbują przedostać się do umysłów wielu ludzkich istnień. Ale wytarta historia 30STM idzie w parze ze sfinalizowaniem przez nich samych trasy, graniem supportów przed innymi zespołami i cichym zbieraniem pozytywnych opinii, aby w końcu zdobyć upragniony sukces. Sukces w pewnej mierze pojawił się wraz z pierwszym albumem, zatytułowanym po prostu 30 Seconds To Mars i wydanym w roku 2002.
"Wszystko budowało się bardzo powoli", przyznaje Jared. "To nie było tak, że pojawiliśmy się na rynku, wydaliśmy pierwszy singiel i już byliśmy mega gwiazdami, za sprawą tego, że w zespole wokalistą jestem ja i ludzie mnie znają. Było wręcz odwrotnie - niektórzy z góry wieszali na nas psy. Musieliśmy solidnie zapracować na nasze obecne miejsce w show biznesie".
"Trudno o tym mi rozmawiać, bo zamierzam to kontynuować i iść dalej w takim kierunku". Musimy z przykrością go poinformować, że został rozszyfrowany przez ludzi z Wikipedii. Jego brat śmieje się w głos, natomiast Jared wydaje się być naprawdę zaskoczony.
"Oh, Wikipedia? Cóż... zrobiłem to, bo nie chciałem aby klipy były oceniane przez pryzmat mojej osoby. To dobry sposób, by choć na trochę zniknąć i mieć chwilę wolności".
Słysząc takie słowa z ust Leto, może się wydawać jakby istnienie 30STM było zakazane od lat. Pomysł uroczego chłopca grającego w filmach i zakładającego również kapelę rockową, brzmi jak zachcianka, niczym Keanu Reeves i Dogstar, którzy swoim krzykiem próbują przedostać się do umysłów wielu ludzkich istnień. Ale wytarta historia 30STM idzie w parze ze sfinalizowaniem przez nich samych trasy, graniem supportów przed innymi zespołami i cichym zbieraniem pozytywnych opinii, aby w końcu zdobyć upragniony sukces. Sukces w pewnej mierze pojawił się wraz z pierwszym albumem, zatytułowanym po prostu 30 Seconds To Mars i wydanym w roku 2002.
"Wszystko budowało się bardzo powoli", przyznaje Jared. "To nie było tak, że pojawiliśmy się na rynku, wydaliśmy pierwszy singiel i już byliśmy mega gwiazdami, za sprawą tego, że w zespole wokalistą jestem ja i ludzie mnie znają. Było wręcz odwrotnie - niektórzy z góry wieszali na nas psy. Musieliśmy solidnie zapracować na nasze obecne miejsce w show biznesie".
Większy sukces spadł na grupę wraz z drugim albumem "A Beautiful Lie", a właściwie jego platyną w samych Stanach, Wielkiej Brytanii i Włoszech, nie wspominając złota w Australii, Kanadzie i Południowej Afryce; rozmieszczając sprzedaż albumu gdzieś w sąsiedztwie, o nakładzie 3,5 miliona kopii. Anglojęzyczne kraje nie od początku polubiły raczkujących 30STM. Pomimo tego Leto dał w odstawkę aktorstwo i hollywoodzką karierę, przynajmniej na jakiś czas. Pojawiły się z grubsza dwa filmy między rokiem 2000 a 2002 (włączając doskonały występ w obrazie Huberta Selby'ego, ukazującego świat ćpunów - "Requiem dla snu"). W 2003 nie zrobił ani jednego filmu. Zrobił jeden w rok na następne cztery. Potem powrócił na duży ekran w roku 2008. W efekcie twierdzi, że ludzie bardziej kojarzą go z pracą dla 30STM niż z jego rolami filmowymi i występami w telewizji.
Pomimo wielkiej nieobecności na ekranach, pojawił się ostatnio jeden film w CV Jareda, który również przyczynił się do poszerzenia sławy w kwestii muzycznej.
W roku 2007 zagrał tylko w jednym filmie, autentycznego bohatera - zabójcę Johna Lennona, Marka Davida Chapmana, w średniej produkcji "Rozdział 27". Fakt, że zagrał jedną rolę przez rok, mówi bardzo mało, nie jesteśmy pewni czy chce grać na pełen etat. Granie w takiej małej ilości filmów w rok, to potwierdza. Jednak z drugiej strony, Leto przyjął rolę i tak się zaangażował, że przytył aż 30 kilogramów, aby bardziej przypominać wygląd zabójcy jednego z największych muzyków wszech czasów. Nagłówek w mediach do tego wydarzenia powinien brzmieć: "Jedna ukochana gwiazda rocka zagra drugą, jeszcze bardziej ukochaną gwiazdę rocka". Tak właśnie jest. Większość uważa, że Leto nie powinno się nawet porównywać do Lennona, gdyż ten drugi sam w sobie, nawet po śmierci jest niewyobrażalnie wielki. Jared postanowił uczestniczyć tym filmie, dać cząstkę siebie, ale również zgłębić psychikę najsłynniejszego zabójcy w świecie muzyki. To jak mu się to udało, 37-letni frontman zespołu 30STM postanowił pokazać publicznie, przed wieloma tysiącami, a może nawet milionami ludzi.
"Z cała pewnością dało mi to do myślenia", Leto przyznaje. "Jak ludzie i bliskość. Tak naprawdę nigdy nie wiesz, kogo spotkasz za rogiem, ale jednocześnie musisz żyć swoim życiem".
Jared stale daje nam znak swojej pracy, pochłania go ona w zupełności. "Codziennie mam w domu 12 - 14 ludzi. Mój dom to fabryka, która ma stale otwarte drzwi na politykę w dziedzinie twórczości. Czasami ludzie zostawiają nam wiadomości na drzwiach. Zawsze uważałem słowo 'sława' za brudne, nie można spacerować w blasku reflektorów cały czas. Ten świat ma również swoje mroczne strony".
Wiadomości? Bliskość? Leto odnosi się do niedawnego incydentu. "Około miesiąc temu ktoś naprawdę natarczywy skontaktował się z naszymi ludźmi, groził Shannonowi i mnie, mówił, że to 'mój czas', ale Shannon może zostać jeszcze uratowany. Nie mogę przestać o tym myśleć, bo to naprawdę przerażające", wyjaśnia Jared.
Prosimy go by krok po kroku opowiedział tą historię, ale on szybko zmienia temat...
"Zostaliśmy uświadomieni, że możemy w życiu napotkać pewnego rodzaju groźby, w stosunku do Shannona czy mnie... osoba, która nam groziła, była oczywiście bardzo niezrównoważona. Chcę tylko sprostować, że jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy tak samo jak inni postrzegają pewne rzeczy... żyjemy uczciwie, wiedziemy proste życie. Nasze najbardziej szalone momenty przeżywamy na scenie, tworząc muzykę i podróżując po świecie. Szalony aspekt naszych żyć jest sztuką, twórczą stroną. Gdy byliśmy młodsi mogliśmy mieć inne podejście do pewnych spraw... " - i tu śmiech - "... ale nie w momencie, w którym jesteśmy teraz".
Już sporo wydarzeń, poprzedzających wydanie "This Is War" miało miejsce. Są to kolejne rozdziały w temacie powtarzającym się w ubiegłym roku w nieskończoność. Wersja wytwórni: wytwórnia zespołu, Virgin/EMI, pozwała 30 STM na bardzo symboliczną kwotę 30 milion dolarów, twierdząc iż grupa nie dotrzymała warunków umowy. Jednak szczegóły sprawy były i są nadal tajemnicą. Wytwórnia oskarża o nie wywiązanie się z umowy, a zespół prawnie może być z niej zwolniony, gdyż dawno minął czas obowiązywania umowy. Ugodą mogło być w tym wypadku, wydanie płyty "This Is War", pod Virgin/EMI. Zadziwiający staje się fakt, iż nazwa nowego albumu powstała wcześniej niż wytoczony przez wytwórnię proces.
"To był miły dla nas slogan", Jared wyjaśnia. "Nasz tytuł roboczy albumu z dnia na dzień nabierał głębszego znaczenia. Mieliśmy we wnętrzu naszych osobowości twórcze bitwy, prywatne bitwy i, oczywiście proces sądowy na kwotę 30 milionów dolarów. Muszę zaznaczyć, że jest to drugi albo trzeci wywiad, jakiego udzielamy od rozpoczęcia pracy nad nowym albumem. Cieszę się, że wszystkie bitwy, jakie do tej pory stoczyliśmy możemy utożsamić z tytułem. Ma przenośne znaczenie, jest czysty i sądzę że również silny i zdecydowany".
Pomimo, że tytuł jest dość wojowniczy, ważniejsza jest muzyka na "This Is War", która jest mniej agresywna.
"Kilka różnic, które odróżniają obecny album od poprzednich to to, że jest tam dość dużo optymizmu, można odkryć sens radości i świętowania", Jared wyjaśnia.
Mówi, że optymizm nie wziął się stąd, że był ostatnio radosny, ale dlatego, że zaczął dostrzegać różnorodności go otaczające. To, jak dostrzeganie wyższych wartości w fotografowaniu, które tak lubi...
"Kiedy chodziłem do szkoły artystycznej, uwielbiałem drukowanie w ciemni. Mogłem zniknąć i robić to całymi godzinami i godzinami. Najbardziej niesamowitym etapem procesu robienia zdjęć, to efekt końcowy, kiedy można patrzeć, jak zdjęcie rodzi się do życia. Najlepsze wydruki zawsze mają najogromniejszą tonalną wartość - najprawdziwsze, najciemniejsze czy najjaśniejsze. Oczywiście możesz zdobyć licencję fotografa z prawdziwego zdarzenia, ale również możesz tworzyć. Lubię taką dynamiczną naturę klasycznej całości. Dlatego, gdy myślę o albumie, o piosenkach jakie będzie zawierał, chcę mieć w nim zarówno jasny, słoneczny dzień, jak również szary i pochmurny. Zestawienie takiego kontrastu powoduje, że przywołują się we mnie inne uczucia, inny nastrój. Nie chcę odczuwać ciągle tego samego, nie chcę mieć odczuwać tego samego rodzaju doświadczeń. Myślę, że to doskonale widać w mojej twórczości.".
"Nagrywanie "This Is War", było dla całego zespołu 30 STM innym doświadczeniem, czymś nowym. Tym bardziej, że większość prac wykonywaliśmy w domu i mieliśmy wsparcie ze strony znanego producenta Flood'a (współpraca m.in. z Nine Inch Nails, Depeche Mode oraz Nickiem Cave), a także ze strony Steve'a Lillywhite (U2, Siouxsie, The Banshess, Chris Cornell). Jedną z rzeczy, które omówiliśmy z Floodem to podtrzymanie w naszej muzyce dramatyczności, perfekcyjnych momentów, wielkich wejść, kiedy powinniśmy grać akustycznie, kiedy powinienem wchodzić ja z mikrofonem oraz kiedy Shannon z perkusją, grając tło", mówi Leto. "Nastąpiła niesamowita synchronizacja dźwięków co do minuty. Chcieliśmy aby zarówno ja, jak i Shannon z perkusją dodawali dodatkowej mocy, ale też nie zagłuszali się nawzajem". "Dodaliśmy dużo elektroniki", mówi Shannon. "Naszemu pierwszemu albumowi właśnie tego brakowało. To, co kocham w nagrywaniu, to to, że mogę ustawić teraz perfekcyjny balans pomiędzy dźwiękami, dodając do tego elektroniczne brzmienie, to niesamowite", wyznaje Jared.
Praca z najbardziej cenionymi dwoma producentami nie wystarczyła 30 STM. W piosence "Hurricane" udzielił sie Kanye West oraz Brandon Flowers, wokalista The Killers. Na albumie będziemy mogli usłyszeć parę tysięcy fanów, śpiewających w chórach specjalne części utworów. Zostały one nagrane na paru zlotach na całym świecie, nazywanych "Szczytami". Płyta "This Is War" zostanie wydana nie mniejszym niż 2000 różnych okładek, przedstawiające twarze fanów. Jest to zadedykowane specjalnie dla nich.
Pomimo, że tytuł jest dość wojowniczy, ważniejsza jest muzyka na "This Is War", która jest mniej agresywna.
"Kilka różnic, które odróżniają obecny album od poprzednich to to, że jest tam dość dużo optymizmu, można odkryć sens radości i świętowania", Jared wyjaśnia.
Mówi, że optymizm nie wziął się stąd, że był ostatnio radosny, ale dlatego, że zaczął dostrzegać różnorodności go otaczające. To, jak dostrzeganie wyższych wartości w fotografowaniu, które tak lubi...
"Kiedy chodziłem do szkoły artystycznej, uwielbiałem drukowanie w ciemni. Mogłem zniknąć i robić to całymi godzinami i godzinami. Najbardziej niesamowitym etapem procesu robienia zdjęć, to efekt końcowy, kiedy można patrzeć, jak zdjęcie rodzi się do życia. Najlepsze wydruki zawsze mają najogromniejszą tonalną wartość - najprawdziwsze, najciemniejsze czy najjaśniejsze. Oczywiście możesz zdobyć licencję fotografa z prawdziwego zdarzenia, ale również możesz tworzyć. Lubię taką dynamiczną naturę klasycznej całości. Dlatego, gdy myślę o albumie, o piosenkach jakie będzie zawierał, chcę mieć w nim zarówno jasny, słoneczny dzień, jak również szary i pochmurny. Zestawienie takiego kontrastu powoduje, że przywołują się we mnie inne uczucia, inny nastrój. Nie chcę odczuwać ciągle tego samego, nie chcę mieć odczuwać tego samego rodzaju doświadczeń. Myślę, że to doskonale widać w mojej twórczości.".
"Nagrywanie "This Is War", było dla całego zespołu 30 STM innym doświadczeniem, czymś nowym. Tym bardziej, że większość prac wykonywaliśmy w domu i mieliśmy wsparcie ze strony znanego producenta Flood'a (współpraca m.in. z Nine Inch Nails, Depeche Mode oraz Nickiem Cave), a także ze strony Steve'a Lillywhite (U2, Siouxsie, The Banshess, Chris Cornell). Jedną z rzeczy, które omówiliśmy z Floodem to podtrzymanie w naszej muzyce dramatyczności, perfekcyjnych momentów, wielkich wejść, kiedy powinniśmy grać akustycznie, kiedy powinienem wchodzić ja z mikrofonem oraz kiedy Shannon z perkusją, grając tło", mówi Leto. "Nastąpiła niesamowita synchronizacja dźwięków co do minuty. Chcieliśmy aby zarówno ja, jak i Shannon z perkusją dodawali dodatkowej mocy, ale też nie zagłuszali się nawzajem". "Dodaliśmy dużo elektroniki", mówi Shannon. "Naszemu pierwszemu albumowi właśnie tego brakowało. To, co kocham w nagrywaniu, to to, że mogę ustawić teraz perfekcyjny balans pomiędzy dźwiękami, dodając do tego elektroniczne brzmienie, to niesamowite", wyznaje Jared.
Praca z najbardziej cenionymi dwoma producentami nie wystarczyła 30 STM. W piosence "Hurricane" udzielił sie Kanye West oraz Brandon Flowers, wokalista The Killers. Na albumie będziemy mogli usłyszeć parę tysięcy fanów, śpiewających w chórach specjalne części utworów. Zostały one nagrane na paru zlotach na całym świecie, nazywanych "Szczytami". Płyta "This Is War" zostanie wydana nie mniejszym niż 2000 różnych okładek, przedstawiające twarze fanów. Jest to zadedykowane specjalnie dla nich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz